Jesteśmy mistrzyniami w stawianiu sobie nierealistycznych oczekiwań. Oj tak, lubimy od siebie wymagać! Sto tysięcy obowiązków, celów i zobowiązań, a to wszystko w zaledwie dwadzieścia cztery godziny.
Ale przecież nie można odpuścić. Trzeba nadążać. Piąć się po szczeblach kariery, mówić płynnie w trzech językach, jeść jarmuż, trzaskać asany na dzień dobry (a najlepiej też na dobranoc), mieć ciekawe pasje. Wypadałoby też realizować się jako żona lub partnerka, a do tego być wzorową matką. I jeszcze posprzątać, bo Twoje mieszkanie w niczym nie przypomina apartamentu z okładki magazynu wnętrzarskiego. Ugh. Brzmi jak koszmar, prawda? Tymczasem, nie jest to jedynie fantazja. To rzeczywistość wielu z nas.
Wymagania skrobią chmury od dołu, a na litość dla samej siebie miejsca nie ma.
Porażka? Bardzo proszę!
Niestety, przy tak dużej ilości wymagań coś MUSI pójść nie tak. Prędzej czy później. Siłą rzeczy więc skazujemy się na sytuację, w której stajemy w obliczu niepowodzenia. A konsekwencje tego, jak na tę porażkę zareagujemy, potrafią być bardzo dotkliwe dla naszego poczucia szczęścia i samooceny.
Jak myślisz, co się wydarzy jeśli zamiast gotowania zdrowego obiadu, zamówisz pizzę? Albo nie umyjesz okien na przyjazd gości, a za to poczytasz w wannie ulubioną książkę, albo obejrzysz zaniedbany ostatnio serial? Spojler: najprawdopodobniej nic złego. Świat się nie zawali. Za to przed rychłym zawaleniem uchronisz także swoją psychikę, więc bilans wychodzi zdecydowanie na plus.
Dlaczego jesteśmy bardziej surowi dla siebie, niż dla innych?
A teraz skup się na 30 sekund. Wyobraź sobie, że Twoje miejsce zajmuje Twoja przyjaciółka, mama, siostra, partner, lub ktokolwiek, kto jest Ci bliski. Czy względem tej osoby byłabyś równie surowa, co dla siebie? Czy zasypywałabyś ich niekończącymi się obowiązkami, a potem ostro krytykowała i deprecjonowała, gdy tylko powinie im się noga? Prawdopodobnie odpowiesz, że nie. To dlaczego dajesz sobie zielone światło, by traktować tak samą siebie? Jesteś najbliższą sobie osobą – tylko Ty spędzasz ze sobą każdą chwilę swojego życia, bez wyjątku! Zadbaj więc, by relacja ta opierała się na zrozumieniu i miłości. A jeśli jeszcze tego nie potrafisz, to przynajmniej na szacunku.
Choć problem ten w mniejszym lub większym stopniu dotyczy większości z nas, niektórzy są bardziej skłonni, by prezentować postawę samokrytyczną. Mowa o osobach o wewnętrznym umiejscowieniu kontroli (wyznających przekonanie, że efekt zależy od ich własnych działań, nie od zrządzenia losu) oraz silniej neurotyczne – a więc o zachwianej równowadze emocjonalnej (Özer, 2019).
Ja powinnościowe, czyli zakazy i nakazy
Głównym sprawcą tego zamieszania jest dominujące ja powinnościowe, czyli zbiór naszych przekonań o tym, jacy powinniśmy być. W ja powinnościowym zawierają się wszystkie nasze zobowiązania, wartości, czy normy moralne. Gdy czujemy, że pomiędzy ja powinnościowym, a ja realnym (czyli tym, jacy jesteśmy w rzeczywistości) jest przepaść, pojawia się niepokój, strach, poczucie winy, a nawet wstyd (Wojciszke, 2002).
Badacze sugerują, że silny wpływ na kształtowanie się takiej postawy ma otoczenie, w którym dorastamy – jeśli nasi bliscy byli względem nas (albo samych siebie!) chłodni, krytyczni i bezwzględni, istnieje duża szansa, że my również będziemy takie zachowania prezentować. Chodzi tu o dostępność poznawczą – jeśli danego typu postawy często pojawiają się w naszym życiu, stają się one naszą “domyślną” reakcją na przyszłe wydarzenia (Baldwin & Sinclair, 1996).
Jakie są negatywne konsekwencje?
Zwiększony samokrytycyzm negatywnie wpływa na ogólne zadowolenie z życia i samoocenę. Udowodniono także jego związek z nasilaniem się objawów depresji (Özer, 2019). Mocno cierpi też na tym relacja z samą lub samym sobą – jak mamy darzyć się szacunkiem, zaufaniem i miłością, jeśli traktujemy samych siebie tak bezwzględnie? Nasze zachowania są potwierdzeniem uczuć – obserwując to, w jaki sposób odnosimy się do siebie, uwewnętrzniamy je jako trwałe postawy. A to z kolei równia pochyła ku poważniejszym problemom, zarówno w sferze zdrowia psychicznego, jak i społecznej.
Jak nauczyć się odpuszczać?
Wbrew pozorom, nie jest to aż tak trudne, jak mogłoby się wydawać 🙂 Oto kilka sposobów, które regularnie (z powodzeniem!) stosuję u siebie.
Zaprzyjaźnij się ze sobą!
Nasze słowa i myśli mają ogromną moc! Jeśli przyzwyczaimy się do myślenia i mówienia o sobie w krytyczny sposób, z biegiem czasu utrwalamy negatywną postawę względem siebie. Czas to zmienić! Ćwicz zwracanie się do siebie jak do najlepszej przyjaciółki. Czule, z szacunkiem. Jeśli przychodzi Ci to z dużym trudem, wyobraź sobie, że przemawiasz przez bliską Ci osobę. Mów na głos, lub tylko w myślach, patrz w lustro, lub skupiaj się wyłącznie na myślach – formę dostosuj do swoich preferencji.
Ćwicz (samo)współczucie i (samo)akceptację.
Co to oznacza w praktyce? Na przykład aktywne wsłuchiwanie się w swoje potrzeby i podążanie za nimi. Jeśli czujesz się zmęczona i nie masz siły nastawić trzeciego prania w tym tygodniu, uszanuj to. Brudne skarpetki (niestety ;)) nie uciekną! Poza tym, samowspółczucie i samoakceptacja to także świadomość, że jako ludzie popełniamy błędy. Staraj się akceptować błędy i niepowodzenia jako integralną część życia – wyciągaj wnioski tam, gdzie trzeba, ale nie trać czasu na zadręczanie się czymś, co jest zupełnie naturalne. To nie realne porażki, a nasze interpretacje czynią największą szkodę.
Zrób miejsce na czas dla siebie.
Skoro wpisujesz do kalendarza setkę różnych zobowiązań i planów, to dlaczego miałabyś nie uwzględnić w nim także długiej kąpieli z domowym SPA lub sesji układania puzzli? Odpoczynek jest nam niezbędny do prawidłowego funkcjonowania, powinien więc mieć co najmniej równie wysoką pozycję na liście Twoich priorytetów, co inne obowiązki.
Doceniaj postępy.
Często wpadamy w spiralę wymagania od siebie – ciągle chcemy więcej i więcej. Gdy kolejnym razem dopadną Cię wyrzuty sumienia, że zrobiłaś zbyt mało, spójrz wstecz i doceń wszystko to, co już osiągnęłaś. Nawet, jeśli wydaje Ci się, że postępy są niewielkie, one także zasługują na zauważenie i docenienie!
Nie szalej z planowaniem.
Czasami bywa tak, że trochę pomagamy naszym planom się wykrzaczyć. No, bo czego oczekujemy, jeśli w dwudziestoczterogodzinną dobę próbujemy wcisnąć setkę rzeczy do zrobienia? Życia nie da się zaplanować co do minuty, a jedno opóźnienie może spowodować rozsypanie całego kalendarza na dany dzień. W efekcie, dzień kończymy absolutnie wykończone, a do tego z poczuciem porażki w głowie. Co zrobić, by tego uniknąć? Spróbuj sposobu, który z powodzeniem stosuję u siebie: planuj tylko JEDNO ważne zadanie na dany dzień. To, które jest dla Ciebie kluczowe. W ten sposób najważniejszy cel dnia w większości przypadków zrealizujesz, a wewnętrzny krytyk nie będzie aż tak mocno rwał się do dyskusji 😉
F*ck it!
Na sam koniec, spróbuj zastanów się, czy odpuszczenie tego zadania będzie miało wyraźne skutki za 5, 10 lub 15 lat? Czy w znaczący sposób wpłynie na bieg Twojego życia? Nie? Więc olej to, bez żalu! Filozofia “f*ck it” może naprawdę przynieść spore ukojenie zmęczonej powinnościami duszy. Gdy coś szło nie po mojej myśli, a nie mogłam na to wpłynąć, albo nie miałam na czasu i/lub siły, by działać, powtarzałam sobie właśnie to zdanie. Jakież to było wyzwalające! 😉 Była nawet taka książka – o tutaj. Nie ręczę za nią, bo nie czytałam, ale wydaje się całkiem przyjemną lekturą.
Dlaczego warto?
Nauka samowspółczucia i samoakceptacji wpływa na wzmocnienie zdrowej, stabilnej relacji z samym lub samą sobą. Okazując sobie szacunek i zważając na swoje potrzeby, nie tylko uczymy się lepiej o siebie dbać, ale także wysyłamy komunikat wszystkim dookoła, że nasze potrzeby są ważne i również muszą się z nimi liczyć.
W dużym skrócie: odpuszczanie pozwala nam na pełniejsze, szczęśliwsze życie – kiedy nasza codzienność nie jest przesycone tymi wszystkimi: “muszę”, “powinnam”, “trzeba”, można wreszcie zacząć mówić: “chcę”. A to naprawdę wspaniałe uczucie!
I naprawdę: nic się nie stanie, jeśli dzisiaj nie poodkurzasz. Paprochy z podłogi poczekają. Twoje dobre samopoczucie niekoniecznie.
Wpadnij do mnie na Insta!
A jeśli postanowiłaś sobie odpuścić i zrobić wolny wieczór, zajrzyj na moje konto na Instagramie: regularnie pojawiają się tam treści niepublikowane w innych miejscach! Koty i memy gratis.
Bibliografia
- Baldwin, M., Sinclair, L. (1996). Self-esteem and ” i f . . . then” contingencies of interpersonal acceptance. Journal of Personality and Social Psychology, 71, 1130-1141.
- Özer, E. (2019). The Impact of Core Self-evaluation on Self-criticism. Universal Journal of Educational Research, 7(7), 1526-1531.
- Wojciszke, B. (2002). Człowiek wśród ludzi. Zarys psychologii społecznej. Warszawa: Wydawnictwo Naukowe Scholar, 138.
Bardzo dobry tekst. W obecnych czasach wszystkie magazyny i strony internetowe krzyczą do nas: ,, patrz jaki ta aktorka ma wyrzeźbiony brzuch, mimo że urodziła i musi zajmować się trójką małych dzieci, a jaka jest twoja wymówka?”, ,,dwudziestodwulatek właśnie zarobił pierwszy milion na swoim startupie, a co ty osiągnąłeś do tej pory?”. Często mam wrażenie, że również kobiety kobietom lubią wypominać, że nie są w czymś idealne- powinnaś mieć perfekcyjnie posprzątane, zabawiać męża, być idealną matką. Albo za często patrzymy na różnych naszych znajomych, po czym chcemy powtórzyć sukcesy ich wszystkich na raz, zapominając, że tych wszystkich rzeczy nie osiągnęła jedna osoba, tylko dziesięć.
Ciężko nam teorię i wiedzę, że zdrowo jest sobie odpuścić, przełożyć na praktykę. Pomysły z mówieniem pozytywnie o sobie i planowaniem czasu dla siebie są moim zdaniem najmocniejsze w Twoim zestawieniu.
Dokładnie tak! Kochamy się porównywać, zwłaszcza do tych, którzy naszym zdaniem zrobili coś lepiej. Nie wiemy jednak, jaką drogę przebyli by mieć to, co mają i jaki bagaż doświadczeń noszą na swoich plecach.
A co do sposobów, to wierzę w te najprostsze – bo my doskonale wiemy, że powinniśmy coś robić. Ale zwykle nie robimy, póki ktoś nam nie uświadomi, że warto 😉