Pomimo tego, że negatywne wydarzenia 2020 roku mnożyły się tak szybko, że dotarcie do końca roku wydawało się nierealistyczną mrzonką, jakimś sposobem dotarliśmy do połowy listopada, a święta tuż tuż. Dziś akurat pogoda wyjątkowo sprzyja – temperatura, jak na jesienne warunki, nie daje w kość, a promienie słońca rozświetlają leżące na trawie liście w odcieniu słodkiego karmelu. No cud, miód i orzeszki. Można spacerować, podziwiać uroki zmieniającej się przyrody, zbierać liście, które (jak za dzieciaka) zasuszymy i umieścimy później w albumie. Albo usiąść na ławce w parku z ciepłą kawą na wynos.
Niestety, listopad znany jest raczej z nieco odmiennej aury, niż ta opisana powyżej i jednak zwykle pizga złem. Nie jest najprzyjemniej, cóż tu więcej mówić.
Czy musi być aż tak źle?
Gdy więc za oknem bez przerwy od dwóch tygodni siąpi deszcz, skutecznie pozbawiając nas chęci do wystawiania nosa za drzwi własnego mieszkania lub domu, warto pomyśleć, w jaki sposób możemy sobie nieco uprzyjemnić te ponure dni.
Niezależnie od tego, jakie wyzwania stawia przed nami życie, poniższe propozycje mogą uprzyjemnić drogę do celu (czy jest to awans w pracy, czy też dojście do kanapy w salonie – działają tak samo świetnie).
Życioumilacze
Poniżej przedstawiam 22 rzeczy, które sprawiają, że moje życie o tej porze roku jest nieco lepsze. Niekoniecznie będą to rzeczy w fizycznym rozumieniu, ale lepszego określenia nie znalazłam 🙂 Oczywiście jest to lista mocno subiektywna. Wam służyć może zupełnie co innego, ale mam nadzieję, że przeczytanie poniższej listy zainspiruje chociaż część z Was, by okazać sobie trochę miłości tej jesieni.
Do każdej pozycji podaję konkretne, sprawdzone przeze mnie propozycje. Nie jest to post sponsorowany, po prostu dzielę się tym, co sama lubię i z czego korzystam. Zaczynamy!
1. Zestaw do parzenia herbaty.
Uwielbiam herbaty. W moim domu mają one specjalną, dedykowaną półkę, a kolejne miejsce zajmuje czajniczek z filiżanką oraz zaparzacze, pozwalające na przygotowanie aromatycznego napoju z suszonych liści. Nic tak nie ogrzewa zziębniętego ciała i duszy, jak gorąca herbata! W sezonie jesienno-zimowym zwykle sięgam mieszanki pachnące korzennymi ciasteczkami i grzanym winem. Londyńska herbaciarnia w zaciszu własnego domu? Bardzo proszę 🙂
2. Koc.
Koniecznie gruby, ciepły i miły w dotyku. Hitem (potencjalnym, bo jeszcze nie miałam okazji go wypróbować – może jakaś współpraca? ;)) jest też koc z rękawami, w którym można robić rzeczy, ale wciąż być pod kocem. Więcej info i link do zakupu TUTAJ. Takie wynalazki zdecydowanie szanuję!
3. Piżamy, a zwłaszcza ,,onesie”.
Coś wspaniałego. Najlepiej prosto z kaloryfera tuż po powrocie do domu (odsyłam do odcinka Asi Okuniewskiej o listopadowych przyjemnościach ;)). Sama dysponuję jednoczęściowym kostiumem reniferka i przysięgam, że jest to najbardziej ciepła rzecz, jaką w życiu miałam na sobie. Do biegania po domu (albo i poza, a kto dorosłemu zabroni!), zwłaszcza dla zmarzluchów, rzecz idealna. Nie tylko na noc, u mnie świetnie sprawdza się jako outfit dzienny 🙂
A dla tych, których denerwuje konieczność zdejmowania kostiumu przy każdej wizycie w toalecie, polecam zwykłe, dwuczęściowe piżamy – wybór ślicznych, naprawdę ciepłych modeli jest ogromny, a moim faworytem jest pod tym względem marka Etam.
4. Termofor.
Nie ma tu wielkiej filozofii – termofor to mój must-have na tę zimniejszą część roku, w domu mam ich kilka i korzystam zawsze, gdy wracam zmarznięta po dniu poza domem. Często są one tak urocze, że świetnie nadają się jako niedrogi upominek na Mikołajki lub Gwiazdkę.
5. Pachnące świece.
Nic tak nie tworzy przytulnej atmosfery w domu, jak delikatne światło świec i PRZEPIĘKNY zapach. Przetestowałam całkiem sporo różnych świec i z tych, z którymi miałam styczność, zdecydowanie najmocniej (i najładniej) pachną kultowe Yankee Candle. Nie są tanie, ale duży słoik starcza na naprawdę długo, a zapach spokojnie zastąpi klasyczny odświeżacz powietrza. Oczywiście moim jesienno-zimowym faworytem są korzenno-dyniowe nuty zapachowe, ale wybór jest tak ogromny, że każdy, nawet najbardziej wybredny nos znajdzie coś dla siebie 🙂
6. Grzaniec.
O tej porze roku mogłabym pić właściwie tylko grzańca (gdyby służył zdrowiu tak, jak robi to woda). Koniecznie mocno przyprawiony cynamonem, goździkami i kardamonem, dosłodzony odrobiną miodu, podany z plastrem pomarańczy. To klasyczna, „nudna” wersja grzańca, którą możecie spokojnie podrasować – dodając likier (sprawdzi się na przykład pomarańczowy), lub wykorzystując inny alkohol, na przykład piwo, whisky lub poncz. Możecie oczywiście zrobić wersję bezalkoholową, lub kupić gotowy napój, na przykład w IKEA.
7. Długie, ciepłe skarpety.
W moim przypadku najlepiej w koty 😉 Moje ulubione to te z Many Mornings, ale mnóstwo polskich firm ma w ofercie świetne skarpetki. Im bardziej zwariowane, tym lepiej!
8. Świąteczne playlisty.
Niezależnie od tego, czy jest listopad, czy już może luty, jeśli na dworze jest zimno, jest to dobry czas na świąteczne piosenki! Fajnie skomponowane playlisty oferuje za darmo Spotify lub YouTube, ale spokojnie możecie złożyć taką sami. Śpiewanie w trakcie wskazane!
9. Netflix.
Skoro już jesteśmy przy muzyce, koniecznie zahaczyć muszę także o kino. Zarówno aura na zewnątrz, jak i aktualna sytuacja wirusowa niekoniecznie sprzyja wycieczkom do kina, dlaczego by więc nie przenieść go do zacisza własnego mieszkania? Netflix oferuje ogromną gamę filmów i seriali, idealnych na długie, zimne wieczory. Moje typy? Poza klasykami, takimi jak Kevin sam w domu, czy niezmiennie pięknym Love Actually, przyjemnie oglądało mi się także Świątecznego rycerza z Vanessą Hudgens, czy wszelakie produkcje z Willem Ferrelem.
10. Ciepła kurtka.
Ok, w smukłym, podkreślającym sylwetkę płaszczu może i wyglądamy powabnie, ale co z tego, jeśli z nosa wiszą nam sople i trzęsiemy się z zimna jak barani ogon? No słabo. Znacznie lepiej sprawdzi się dłuższa, puchowa kurtka. Opcji jest mnóstwo, a dobrej jakości produkt może posłużyć nam wiele sezonów.
W komplecie z dużym, ciepłym swetrem to zestaw idealny!
11. Planszówki.
Gry na konsoli darzę szczerą miłością, ale jest coś magicznego w spędzaniu wieczoru będąc pogrążonym w rozgrywce, gdy za oknem świszcze wiatr. Są takie, które idealnie nadają się na grę we dwoje (tu polecam zwłaszcza talię Ja-Ty, grę psychologiczną mającą pomóc w pogłębianiu relacji z innymi i poszerzaniu samoświadomości), jak i takie, które staną się hitem każdej Twojej domówki (tu polecam 5 sekund, Ego lub Kim jest Janusz?.
12. Aromatyczny balsam lub olejek do ciała.
Przyznaję, zdarza mi się z lenistwa ominąć balsam do ciała w codziennej pielęgnacji. Mimo tego, gdy potrzebuję zastrzyku komfortu, biorę ciepłą, wręcz gorącą kąpiel z płynem lub musującą kulą, po której smaruję się pięknie pachnącym olejkiem albo balsamem do ciała. Moi ulubieńcy to Rituals (boskie, gdy najdzie mnie ochota na domowe SPA) i linia kąpielowa Sephory, ale tak naprawdę sprawdzi się cokolwiek, co znajdziesz na swojej łazienkowej półce.
13. Album na zdjęcia lub fotoksiążka.
Zanurzanie się we wspomnieniach niesamowicie mnie relaksuje – zwykle kolekcjonujemy na zdjęciach te piękniejsze chwile swojego życia, a powrót do nich to szybki zastrzyk pozytywnej energii. Zwykle drukowanie zdjęć i tworzenie z nich albumów odkładam na bliżej nieokreślone „kiedyś”, więc zimny dzień spędzony w domu to idealny moment na stworzenie takiej pamiątki.
14. Klocki Lego.
Zajawką na klocki zaraził mnie partner – pewnego dnia, trochę z grzeczności, trochę z ciekawości, zgodziłam się złożyć z nim helikopter z klocków Lego i… Przepadłam. Świetne zajęcie na spokojny dzień lub wieczór w domu, a satysfakcja ze złożonego modelu rozjaśni nawet najbardziej szare niebo 🙂
15. Światełka.
I inne zimowe dekoracje. Uwielbiam spędzać czas w pięknie przystrojonym mieszkaniu – +100 do przytulności! U mnie obowiązkowo są to światełka, ale także lampiony, świeczniki, przystrojone gałązki i cokolwiek, co komponuje się z wystrojem Twojego mieszkania. Kupienie czegoś do domu często poprawia mi humor bardziej niż kolejna pomadka 😉
16. Zapachy do domu.
Zostając już przy domowych cudownościach, pięknie pachnące mieszkanie od razu czyni mój dzień przyjemniejszym. Mi do gustu przypadły pałeczki zapachowe z Zara Home, zwłaszcza Son de Baies i Mimosa Sublime, choć opcji zapachowych jest o wiele więcej. Nieźle sprawdzają się także elektryczne dyfuzory do kontaktu, ale nie jest to szczególnie ekologiczne rozwiązanie, więc nie polecam.
17. Mata do akupresury.
Coś. Wspaniałego. Moje początki z Pranamat były dość trudne. I bolesne. Nic jednak tak dobrze nie rozluźnia mięśni po ciężkim dniu, jak ta mata. Świetnie działa zarówno na spięte barki, jak i bóle pleców lub głowy, poprawia krążenie krwi w ciele, relaksuje, rozgrzewa. Kilkanaście do kilkudziesięciu minut dziennie spędzonych na macie korzystnie wpływa na nasze zdrowie, już nie wspominając o tym, jak wspaniale zasypia się, gdy ciało jeszcze delikatnie mrowi od ostrych wypustek. 10/10.
18. Ogrzewacz do rąk.
To gadżet przydatny zwłaszcza poza domem. Mały, poręczny, zmieści się do każdej torebki lub kieszeni, a ciepło, jakie rozlewa się po pstryknięciu umieszczonej wewnątrz blaszki ogrzeje nawet najbardziej zziębnięte dłonie. Hit każdej zimy, gdy musimy wynurzyć się z domu na mróz! Są wielorazowe, by użyć ponownie, wystarczy wygotować je w wodzie.
19. Dobra lektura.
W tym przypadku bardzo wiele zależy od Twojego gustu. Ja lubię czasem zanurzyć się w fantastyczny świat powieści Stephena Kinga, a innym razem czegoś się nauczyć. Może to dobry moment, by odkryć zupełnie nowego autora? Albo trochę lepiej poznać zakamarki ludzkiej psychiki?
20. Maseczki!
Twarzowe SPA nie jest zarezerwowane wyłącznie dla chłodnych dni – co to, to nie! Warto jednak pamiętać, że promienie słońca nadwyrężają kondycję skóry, warto więc po okresie lata doprowadzić ją do jak najlepszego stanu. Oczywiście, nic nie zastąpi regularnej, przemyślanej pielęgnacji, ale maseczki to taki twarzowy lifehack 🙂
Przyznaję, zdecydowanie jestem maseczkowym junkie. Moim absolutnym faworytem są te od GlamGlow (zwłaszcza biała, oczyszczająca i niebieska, nawilżająca) – nie są tanie, ale warte są każdej złotówki! Można często wyrwać je w Sephorze na promocji -20%, warto na nią zaczekać 🙂 Świetne są też maski w płachcie – w tym przypadku nie mam ulubieńca, polecam testować. A jakież przyjemne są to testy…
21. Szczotka do ciała.
A konkretniej do szczotkowania ciała na sucho. Podobnie jak z Pranamat, początki mogą być nieprzyjemne, ale później to czysty relaks. Wspaniale wygładza skórę, pobudza krążenie, ponoć redukuje cellulit (choć na ten efekt jeszcze czekam ;)).
22. Wygodna poduszka.
Ok, może to banał, ale nie wyobrażam sobie takiej listy bez dobrej poduszki. Wydawało mi się, że jestem zadowolona z tej, której dotychczas używałam, dopóki nie wybrałam się na poszukiwania nowego materaca i przy okazji nie otrzymałam do przetestowania poduszki z termoelastycznej pianki, dopasowującej się idealnie do krzywizn ciała. Moim faworytem jest ta firmy Tempur (wykonana jest z materiału zaprojektowanego przez NASA, by uwolnić ciała astronautów od nacisku, jakiego doświadczają podczas startu w kosmos), ale równie ciekawą, tańszą alternatywą są poduszki od Wellpur. Żaden gadżet nie zastąpi zdrowego snu!
Szczepionka na zimę
Jak widać, jest mnóstwo możliwości poprawienia sobie humoru w zimne dni, oraz przedmiotów, które mogą nam w tym (przynajmniej w pewnym stopniu) pomóc.
Są to rzeczy, które ratują mi tyłek, gdy do drzwi puka jesienno-zimowa chandra (proszę nie mylić z depresją, tej kocykami i grzańcami nie leczymy! :)), choć dla Was może być to zupełnie coś innego. Nie namawiam oczywiście do robienia wielkiej listy zakupów – są duże szanse, że wiele z tych rzeczy macie już w domu.
Czasem wystarczy naprawdę niewiele, by szary, dołujący dzień uczynić bardziej znośnym, a nawet przyjemnym.
A wy? Co dorzucilibyście do tej listy?
Podzielcie się pomysłami!