Zwykle słyszymy o ludziach wybitnych. Mądrych, charyzmatycznych, wyjątkowo zaradnych. Na usta ciśnie się określenie: inteligentnych. Kręci się o nich filmy, pisze biografie, podziwia wszem i wobec. Podejrzewam, że wszyscy znamy takie nazwiska jak Skłodowska-Curie, Hawking, czy chociażby Gates.
Co jednak rzeczywiście stoi za sukcesem tych ludzi? Czy to wszystko zasługa wysokiej inteligencji? I czym jest to owiane nutką tajemnicy IQ – czy aby na pewno jest ono tożsame z byciem inteligentnym?
Ziarno niezgody, czyli o historii słów kilka
Koncepcja inteligencji ewoluowała na przestrzeni lat, swoją obecną formę przybierając w XX wieku. Jednym z pionierów w tym zakresie był Charles Spearman (1927), którego teoria wywoływała wśród badaczy nie lada wzburzenie. Rozpoczęły się dyskusje o tym, czym jest inteligencja (a czym nie jest), jakie są jej składniki, czy i jak ją mierzyć (Schlinger, 2012).
Według Weinberga (1989) wątpliwa jest sama definicja inteligencji, ale także chociażby domniemane związki IQ z rasą. Wśród badaczy toczyły się także debaty na temat tego, czy jest to cecha wrodzona, czy może możliwa do wypracowania. Howe (1990) zaś kwestionował, czy inteligencja w ogóle istnieje. W skrócie, można śmiało powiedzieć, iż naukowej debaty siejącej kolejne ziarna niezgody było tu więcej, niż faktów. Wszak inteligencja nie jest rzeczą namacalną i widoczną gołym okiem. W związku z tym, interpretacja tego typu zagadnień zwykle opiera się początkowo na domniemaniach, by później zostać zweryfikowaną w badaniach.
Główne teorie inteligencji
Koncepcja, która pomimo sędziwego wieku, wciąż znajduje uznanie w świecie nauki, to dwuczynnikowa teoria inteligencji Spearmana. W dużym skrócie, zakłada ona, że każdy z nas ma inteligencję ogólną, odzwierciedlaną przez tzw. czynnik g, oraz wiele zdolności specjalnych (czynnik specyficzny), które można określić jako nasze indywidualne talenty. Należy podkreślić, że choć czynnik g jest szacowany za pomocą testów inteligencji, nie jest synonimem IQ.
Teoria Spearmana została później rozwinięta przez Raymonda Cattela, który po raz pierwszy użył określenia inteligencja płynna (w badaniach silnie korelująca z czynnikiem g), a zamiast zdolności specjalnych wprowadził pojęcie inteligencji skrystalizowanej. W jego ujęciu, inteligencja płynna to wrodzona (a więc niepodatna na wszelkie ingerencje i uniwersalna kulturowo) sprawność naszego umysłu, zaś skrystalizowana to zdolności i wiedza nabywane w trakcie życia. Co ciekawe, nasza inteligencja płynna osiąga szczyt w okolicach 20 roku życia, by później stopniowo spadać. Nie można jednak powiedzieć, że stajemy się głupsi – spadek ten nadrabiany jest przez rosnącą inteligencję skrystalizowaną, czyli naszą wiedzę o świecie.
Co z tym IQ?
Czym w ogóle jest ten słynny iloraz inteligencji?
Przyjęło się, że jest to stosunek (innymi słowy, iloraz) wieku umysłowego do rzeczywistego. Mówiąc jeszcze prościej, miara ta wyraża, czy nasz mózg jest dojrzały (lub niedojrzały), jak na swój wiek. Średni, przeciętny iloraz inteligencji wynosi 100 – oznacza to, że nasz wiek umysłowy jest równy wiekowi życia, w odniesieniu do naszej grupy odniesienia (podobnej pod względem wieku i płci).
Wątpliwie użyteczny koncept?
Kwestia, której nie sposób pominąć, to nadużywanie IQ w mass mediach i wyciąganie go z kontekstu. A jeśli o ilorazie mowa, to jego interpretacja nie ma większego znaczenia bez odniesienia do grupy porównawczej, czyli wyników innych osób w tym samym wieku, tej samej płci. Tak, tak – to wszystko na nic.
W związku z powyższym, można wysnuć tezę, że wysoka popularność IQ nie odzwierciedla jego użyteczności.
Jako przykład weźmy sobie wyniki testu SAT, będącego amerykańskim odpowiednikiem naszej matury, które korelują z IQ oraz z późniejszymi sukcesami (lub ich brakiem) w życiu i karierze. W skrócie, im lepszy wynik SAT, tym wyższe IQ i większe sukcesy (Strenze, 2007). Wystarczy jednak, by uczeń przystąpił do egzaminu przeziębiony lub zmęczony, by test napisać znacznie gorzej. Czy to czyni tę osobę mniej inteligentną? Hm… No właśnie.
Druga sprawa, to kwestia plastyczności mózgu i treningów poznawczych. Choć udowodniono, że ćwiczenia umysłowe mogą zwiększyć nasze IQ, to czy rzeczywiście możemy mówić tu o wyższej inteligencji, czy może po prostu nauczyliśmy się rozwiązywać określony typ zadań (logicznie więc, będziemy uzyskiwać wyższe wyniki)?
Patrząc na powyższe argumenty, czy możemy uznać IQ za wiarygodną miarę, jeśli można w tak prosty sposób ją przekłamać? Choć nie czyni jej to bezużyteczną, na pewno rozsądne byłoby podejście do ilorazu inteligencji z nieco większą ostrożnością.
Dlaczego to nie działa?
Podstawowym błędem jest tu założenie, że iloraz inteligencji (uzyskany w wyniku rozwiązania testu) jest jednostką miary, taką jak centymetry, czy gramy. Nie jest (Haier, 2014). Nie można być wcaleinteligentnym, tak jak nie można być od kogoś o połowę mądrzejszym. Dodatkowo, wyniki testu inteligencji mają znaczenie tylko w odniesieniu do innych osób w tym samym wieku i tej samej płci. Nigdy tak po prostu, same w sobie.
Kolejnym argumentem przemawiającym na niekorzyść IQ jest fakt, że jego powszechne stosowanie może być dla niektórych zwyczajnie szkodliwe. Dla lepszego zobrazowania, przyjmijmy sobie dwa scenariusze:
A) W wyniku rozwiązania testu inteligencji dowiadujemy się, że jesteśmy bardzo inteligentni, w związku z czym nabieramy przekonania, że jesteśmy skazani na sukces. W efekcie, nie pracujemy na niego tak ciężko (lub, co gorsza, wcale).
B) Dowiadujemy się, że nasza inteligencja jest poniżej oczekiwań, więc dołujemy się i nie pracujemy na swój sukces, bo myślimy że to i tak bez sensu. A to ogromny błąd, który może sabotować całą naszą przyszłość.
W tym wypadku, etykieta IQ służy wartościowaniu: czujemy się lepsi niż inni, lub gorsi niż inni. Bo na tym to polega, NA ODNIESIENIU, porównywaniu się do innych, zamiast skupić się na sobie i swoich umiejętnościach, które przecież możemy bez problemu rozwijać. Tymczasem, według dr Amie Gordon, już sama wiara w to, że mamy wpływ na to, co osiągniemy (i w ciężką pracę!) może znacznie zwiększyć nasze szanse na życiowy sukces.
Jeśli nie IQ, to co?
Niektórzy badacze twierdzą, że konstrukt inteligencji można by z powodzeniem zastąpić na rzecz miar stosunkowych szybkości przetwarzania informacji (Sheppard, Vernon, 2008). Takie środki pomogłyby na przykład w rozwoju badań nad neurofizjologią, leżącą u podstaw szybkości umysłowej i mogłyby pomóc w wypracowaniu bardziej zaawansowanej, faktycznie użytecznej definicji inteligencji.
Podsumowując…
Choć nasza inteligencja może być predyktorem tego, co osiągniemy w życiu, nie położy nam sukcesu na talerzu. Nie zarobi za nas miliona, nie osiągnie awansu, nie nakarmi rodziny, ani nie spełni marzeń i planów w naszym imieniu.
Dlatego gorąco zachęcam, by poznawać swoje mocne i słabe strony. Dowiedzieć się, co możemy rozwijać i w którą stronę chcemy podążać. A potem ciężko na to pracować, bo chowanie się za sztucznymi miarami donikąd nas nie doprowadzi.
Źródła
Haier, R. (2014). Increased intelligence is a myth (so far). Frontiers in Systems Neuroscience, 8, 35.
Howe, M. (1990). Does intelligence exist? The Psychologist, 11, 490-493.
Weinberg, R. (1989). Intelligence and IQ. American Psychologist, 44, 98-104.
Schlinger, H. (2012). The myth of intelligence. The Psychological Record, 53.
Sheppard, L., Vernon, P. (2008). Intelligence and speed of information-processing: A review of 50 years of research. Personality and Individual Differences, 44, 535-551.
Spearman, C. (1927). The abilities of man. London: Macmillan.
Strenze, T. (2007). Intelligence and Socioeconomic Success: A Meta-Analytic Review of Longitudinal Research. Intelligence, 35, 401-426.